Istnieje opinia, bezsprzeczna, podpisuję się wszystkimi czterema kończynami, że najlepsze są "prosto z patelni" (parzą :P ). Jednakże, ponieważ nie warto z dwoma ziemniakami się bawić, a raczej od 2 kilo się sprawa zaczyna, więc wszystkich najlepszych się nie zje - zawsze zostają.
Odgrzewane w mikrofali... niekoniecznie, choć na drugie śniadanie, następnego dnia w pracy, ujdą a zainteresowanie wzbudzą, więcej zatem wziąć trzeba, coby chętnych móc poczęstować.
Najlepiej wychodzą odgrzewane w termoobiegu - prawie jak prosto z patelni, choć karnacji ciemniejszej nabierają, więc już gdy się je smaży warto o tym pomyśleć i gdy przestają znikać jeszcze gorące, to smażyć bledsze. Do takiego odgrzewania, co mi kolega podpowiedział, można, z doskonałym efektem, przykryć placek plasterkiem pomidora i plasterkiem sera żółtego.
Kiedyś zdarzyło mi się użyć na zimno, pokrojone w kwadraty ok 2cm, do sałatki z pomidorów, ogórków małosolnych i niewielkiej ilości cebuli - też pyszne. Jak dodać pokrojoną w paski wędlinę, lub w kostkę fetę, albo jakieś smażone, chude mięso - to wychodzi pełnowartościowe, acz absolutnie niedietetyczne, danie.
A placek po węgiersku, cygańsku czy jeszcze inaczej nazywany, z mięsnym sosem...
Tematu w dwóch postach się nie skończy, nawet osobiste jedynie doświadczenia opisując, a cóż dopiero do annałów kucharskich sięgnąć a czeluści internetu...
Ale to już dalsze opowieści (być może) będą. ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz